No i po pierwszym kapciu w sezonie zaliczyłem nadspodziewanie szybko pierwszą 'glebę'. W sumie to w strasznie głupi sposób - na prostej, równej, suchej asfaltowej drodze, cisnąłem sobie z wiatrem w plecy na stojąco... i nagle ni z gruchy ni z piteruchy spadł mi łańcuch z korby, straciłem równowagę i przyszlifowałem afsalt, ciuchy, rower i siebie :/ Straty w ludziach: obity łokieć, kolano i obojczyk, straty w sprzęcie: poszarpana nowa bluza (sic!), stara bluza i trochę przytarta manetka. W sumie to mogło skończyć się dużo gorzej gdyby coś za mną jechało i nie wyhamowało... ale ciuchów szkoda :(
Gleba na samym początku treningu, ale że umówiłem się z Robinem to zrobiłem trening, który wszedł troszkę w nogi dzięki wiejącemu prosto w ryj wiatrowi... i to przez prawie 20km. Wstyd się przyznać ale od Robina wróciłem do domu autobusem :D
Kur** napisałem duuużo, jak na mnie to rekordowo dużo i się nie zapisało.
Więc z skrócie bo nie chce mi się pisać tego po raz kolejny; Zaspałem na ustawkę z Robinem i Okim, pojechałem na Kącik, na miejscu było już kilka osób w tym Bradi. Ruszyliśmy spokojnie, po paru kilometrach chłopaki dodali gazu tak że 40km/h nie schodziło z licznika nawet na hopkach, wyszedłem na zmianę, pociągnąłem kilkaset metrów, schodząc ze zmiany zagapiłem się i nie chwyciłem się pociągu, walczyłem jeszcze kilkaset metrów ale mimo 45km/h na liczniku ciągle brakowało mi kilku metrów żeby się 'złapać' pociąg odjechał, parę km później zadzwonił Bradi, że też odpadł i żeby gdzieś jechać luźniejszym tempem, spotkaliśmy się kilka kolejnych kilometrów później, potem był Czernichów albo gdzieś obok, potem wróciłem do domu ujebałem całą wannę smarem, chcąc ją wyczyścić polałem rozpuszczalnikiem co tylko pogorszyło sprawę, trza było do Castoramy się przejechać, kupić coś za 30zł co strasznie śmierdzi, 2h później wanna była czysta, zjadłem obiad, siadłem do kompa żeby zrobić wypasiony wpis i nawet go zrobiłem ale się kutas nie dodał. AMEN!
p.s. Bradi doszedł do wniosku że jeżdżąc z Kącikiem nie ma co wychodzić na zmiany tylko siedzieć cicho z tyłu, wtedy jest jakaś szansa że przejedziemy całą trasę razem z nimi :D
p.s.2 pogoda była dziś zajebista, niech grzeje tak jeszcze ze 2 miechy :D
p.s.3 pulsometr pokazał dziś HRmax 195 co na szosie rzadko mi się zdarza :)
Wreszcie użyłem Garmina do zaprojektowania i przejechania treningu, fajnie to działa, naprawdę świetny z niego motywator - nogi już nie dają rady a Garmin piszczy że trzeba mocniej, jak trzeba to trzeba ;)
Aaa i prawie miałbym wypadek, z naprzeciwka jechało kilka samochodów gdy nagle jednemu z kierowców zachciało się zjechać do sklepu który był po drugiej stronie drogi, problem w tym że zaczął skręcać gdy do sklepu miał kilkadziesiąt może nawet więcej metrów i tak sobie raźnie jechał kawałek pod prąd i wszystko byłoby OK gdyby nie to że jechałem z naprzeciwka i musiałem się wciskać w dziurę szerokości kilkudziesięciu cm między dwa jadące na mnie z jakby nie patrzeć sporą prędkością samochody. Z tego miejsca pragnę pogratulować temu Panu inteligencji, jak Cię @^#$%* gdzieś spotkam to Ci szyby powybijam! :-)
Zapowiadało się fajnie i w sumie było fajnie gdyby nie jeden mały szczegół - Rocekty zawiodły mnie po raz pierwszy... choć pewno trochę w tym mojej winy że nie wymieniłem mleczka na czas i nie wylałem wody która jakimś cudem dostała się do opony... w domu jak dopchałem większe ciśnienie stacjonarką to chwyciła i jak na razie trzyma - złośliwość rzeczy martwych ;]
Zjazd niebieskim szlakiem jest naprawdę hardcorowy, albo dawno nie jeździłem po górach albo nie umiem zjeżdżać bo niektóre fragmenty musiałem pokonywać z buta :(
Po zjeździe miałem zadzwonić po transport i w sumie zadzwoniłem ale nikt nie odebrał, więc znowu kawałek z buta a potem dobijanie opony co parę km i jakoś dotarłem do domu :D W sumie to nawet zadowolony jestem że nikt nie odebrał - między pompowaniami szedł ogień na asfalcie, do domu zdrowo ujechany wróciłem :)
Mokro, strasznie mokro ;) I do tego trasa szosowego maratonu poprowadzona w terenie - bez komentarza :) Za to prędkość maksymalna wyszła mi iście szatańska 66,6 :D