Rano wstałem, wyjrzałem przez okno no i było nie najgorzej - słoneczko i dosyć silny wiatr, grunt że nie padało. No więc raz dwa wskoczyłem w ciuchy i do lasu, w którym udało mi się zgubić. Po 0,5h wreszcie znalazłem drogę i uradowany że odkryłem fajny zjazd udałem się do domu;) No i pare km przed domem 25km/h + wysoki ostry krawężnik = snake ;/ Rower na plecy i biegusiem do domku bo czarne chmury na horyzoncie, niestety nie zdążyłem i dopadła mnie śnieżyca :D
Dobrze że kupiłem wczoraj ciepłe spodnie z windstopperem :D