Wreszcie użyłem Garmina do zaprojektowania i przejechania treningu, fajnie to działa, naprawdę świetny z niego motywator - nogi już nie dają rady a Garmin piszczy że trzeba mocniej, jak trzeba to trzeba ;)
Aaa i prawie miałbym wypadek, z naprzeciwka jechało kilka samochodów gdy nagle jednemu z kierowców zachciało się zjechać do sklepu który był po drugiej stronie drogi, problem w tym że zaczął skręcać gdy do sklepu miał kilkadziesiąt może nawet więcej metrów i tak sobie raźnie jechał kawałek pod prąd i wszystko byłoby OK gdyby nie to że jechałem z naprzeciwka i musiałem się wciskać w dziurę szerokości kilkudziesięciu cm między dwa jadące na mnie z jakby nie patrzeć sporą prędkością samochody. Z tego miejsca pragnę pogratulować temu Panu inteligencji, jak Cię @^#$%* gdzieś spotkam to Ci szyby powybijam! :-)
Zapowiadało się fajnie i w sumie było fajnie gdyby nie jeden mały szczegół - Rocekty zawiodły mnie po raz pierwszy... choć pewno trochę w tym mojej winy że nie wymieniłem mleczka na czas i nie wylałem wody która jakimś cudem dostała się do opony... w domu jak dopchałem większe ciśnienie stacjonarką to chwyciła i jak na razie trzyma - złośliwość rzeczy martwych ;]
Zjazd niebieskim szlakiem jest naprawdę hardcorowy, albo dawno nie jeździłem po górach albo nie umiem zjeżdżać bo niektóre fragmenty musiałem pokonywać z buta :(
Po zjeździe miałem zadzwonić po transport i w sumie zadzwoniłem ale nikt nie odebrał, więc znowu kawałek z buta a potem dobijanie opony co parę km i jakoś dotarłem do domu :D W sumie to nawet zadowolony jestem że nikt nie odebrał - między pompowaniami szedł ogień na asfalcie, do domu zdrowo ujechany wróciłem :)
Okazało się że mokre warunki na maratonie były zabójcze dla sprzętu, zajechałem przednią piastę, klocki zjechałem do 0 a hamując obudową hamulca zniszczyłem obręcze :D
Szosa nadaje się do kompletnego remontu, przynajmniej trochę na MTB pośmigam... nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - chyba :-)