Powerade Zabierzów

Niedziela, 15 maja 2011 · Komentarze(6)
Kategoria 30-60, zawody
WRESZCIE PUDŁO!!!!

Aż chyba coś tutaj napiszę

Pobudka 7 rano, pogoda fatalna niestety prognozy się sprawdzają jest zimno choć nie pada... jeszcze. No cóż wpisowe zapłacone więc nie ma wyboru, zjadam lekkie śniadanie, potem pakowanie ciuchów, sprawdzenie sprzętu, spakowanie tego wszystkiego w samochód i można wyruszyć na podbój Zabierzowa a właściwie Karniowic koło Zabierzowa.
Ledwo wyjechałem z Krakowa, spoglądam w lusterko a za mną kolumna samochodów z rowerami na dachach - fajnie, przynajmniej szybko trafie na miejsce. Po drodze mijam kilkanaście osób które postanowiły dojechać z Krakowa na rowerach. Na miejsce dojeżdżam około 9 - do startu 2h w sam raz żeby odebrać numerek, coś dojeść, przebrać się, poszukać znajomych i trochę się rozgrzać.
Przed biurem jak zwykle kolejka w której stoi kilkadziesiąt osób, nauczony doświadczeniem wziąłem ciuchów jakbym na Syberię się wybierał i dobrze przynajmniej nie zmarznę w kolejce ;)
Po załatwieniu formalności, wracając do auta spotkałem Filipa który też startował na mini - nie będę jechał sam :D
Pokręciliśmy się trochę w okolicach startu, obejrzeliśmy start dystansu MEGA i przyszedł czas na nas.
Sektory miały zostać otwarte o 11:05 i o tej godzinie pojawiłem się z Filipem na starcie, niestety co to zobaczyliśmy trochę nas przeraziło... na starcie stało już około 200 zawodników, jeśli wystartujemy z końca stawki to nie ma szans na dobry wynik, rowery w górę i trzeba się przepychać do przodu, dopchaliśmy się gdzieś do pierwszej setki dalej się już nie dało, na szczęście pierwsze kilka kilometrów biegło szerokim asfaltem, więc była szansa przesunąć się po starcie do przodu.
"Minuta do startu" powiedziano przez głośniki, włączyłem pulsometr i... zaskoczenie - tętno 70, normalnie przed startem mam około 100, uznałem to za dobry znak ;) 3, 2, 1 start! Klikanie SPDów i ruszyliśmy już po kilku metrach na pierwszym zakręcie wyprzedziłem kilka osób, starałem trzymać się koło Filipa, ale niestety w tym tłumie wypracował sobie lepszą pozycję i mi odjechał.
Od razu zaczął się podjazd, nawet stromy jak na asfalt, zaczęła się wstępna selekcja, powoli przesuwałem się do przodu, i na końcu podjazdu doszedłem do wniosku że wyprzedziłem trochę osób i jestem pewno gdzieś w okolicach 30-40 miejsca.
Zaczął się szuter i zaczął padać deszcz, prognozy się sprawdzają zaraz pewno lunie. Złapałem się kilkuosobowej grupki i tak pokonałem pierwsze kilometry trasy, dość szybko dogoniliśmy maruderów którzy 15min wcześniej startowali z dystansem MEGA i zaczęły się problemy po trzeba było wyprzedzać kolejne osoby... deszcze padał już z pełną mocą, zrobiło się ślisko więc zatrzymanie na podjeździe było równoznaczne z pokonywaniem go "z buta", w sumie wyszło mi to na dobre, zeskoczyłem z roweru i biegusiem z rowerem na plecach wyprzedziłem dużą grupkę 'megowców', to dobrze - pomyślałem może na zjeździe nikogo nie trzeba będzie wyprzedzać, niestety było inaczej.
Ludzie zjeżdżali bardzo zachowawczo, wąsko, nie ma jak wyprzedzić, czołówka mi odjeżdża, pada coraz mocniej - nie wygląda to dobrze. Na chwilę robi się płasko udaje mi się wyprzedzić ludzi którzy blokowali mnie na zjeździe i mogę trochę nadrobić na zjeździe, 3 osobową grupkę która jedzie mocnym tempem, rozpoznaje wśród trójcy Janka a więc to na pewno chłopaki z mini. Trasy MEGA i MINI rozjeżdżają się, nie będzie już problemu z wyprzedzaniem. Jedziemy razem parę km po których jeden z chłopaków wrzuca wyższy bieg, łapie się na jego koło i tak we dwójkę odjeżdżamy reszcie. Zaczyna się asfaltowy kawałek trasy, cały czas trzymam się z tyłu mimo że spod kół mojego towarzysza lecą na mnie litry wody, w okularach prawie nic nie widzę a bez się jechać nie da. Na szczęście asfalt szybko się kończy a z nim mało przyjemny prysznic. Dojeżdżamy kolejnego zawodnika i znów jedziemy w trójkę ale tylko przez chwilę, zaczyna się lekki podjazd, dochodzę do wniosku że to dobry moment na ucieczkę, przyciskam trochę mocniej i odjeżdżam, spoglądam w tył i widzę że chłopaki zostali. Jest dobrze - wydaje mi się że jestem w pierwszej trzydziestce. Znów zaczyna się asfalt, wieje niemiłośiernie, zaczynam żałować że odjechałem od reszty, odwracam się w tył ale nikogo już nie widać, deptam z całych sił, na horyzoncie pojawia się kolejny zawodnik, dojeżdżam go i chwilę za nim jadę, na asfaltowym zjeździe trochę odpoczywam na kolę, kątem oka dostrzegam że na końcu nie ma żadnego wypłaszczenia tylko kolejny podjazd - w sumie mała hopka, nie myśląc długo rozpędzony jazdą na kole, zaraz na początku hopki wyskakuje zza pleców i ostatkiem sił wyciągam się na górę, szybkie spojrzenie w tył - kolejny konkurent został, znów zaczyna się teren, błoto robi się głębokie, ciężko to idzie ale walczę. Po paru minutach dostrzegam przed sobą kolejnego zawodnika ale zaczyna się kryzys coraz ciężej mi to idzie, do mety jeszcze 10km, zaczyna mi się robić zimno. Dojeżdżam do najbardziej stromego zjazdu i widzę że zawodnik który jest przede mną zbiega po zjeździe, jeśli zjadę to go dogonię, zjeżdżam, ślisko, stromo a na dole Piotr z aparatem który krzyczy że na dole jest rów i kilka metrów najlepiej podjeść z buta, tak też robię wyprzedzając przy tym kolejną osobę, zaczyna się przyjemny choć śliski singielek, na szczęście przed startem upuściłem dużo powietrza z Rocket Ronów które trzymają bardzo dobrze jak na takie warunki, rozpędzony dojeżdżam kolejnego zawodnika, który zaraz po tym jak do niego dojechałem nie trafia w mały mostek nad rzeczką i musi zeskoczyć z roweru. Wyprzedzam go i cisnę ile fabryka dała w stronę mety, jadę bez licznika ale naklejki na drzewach mówią że do mety już tylko kilka kilometrów - jeszcze nie wiem że najgorsze przede mną... trasa wjeżdża w rzekę! - tak trzeba jechać kilkaset metrów rzeką a do tego na brzegu stoją organizatorzy i pilnują żeby nikt nie próbował jechać brzegiem, lodowata woda przelewa mi się przez buty, jest mi już naprawdę zimno, rzeka się kończy, zaczyna się asfalt i podjazd, dobrze trochę się rozgrzeje, powoli słychać już muzykę ze starto-mety, spoglądam za siebie i widzę że ktoś naprawdę mocno za mną ciśnie, nic z tego; ośka-blat i ostatkiem sił jadę do mety, wypłaszcza się, widzę już reklamowe balony, do mety kilkaset metrów, zawodnik za mną jest już niedaleko, widzę taśmę i stojącego obok niej 'pilota', nie do końca wiem gdzie jechać, krzyczę ile sił w płucach "GDZIE!?" ten wskazuje ręka zjazd skarpą z drogi, do mety kilkadziesiąt metrów, nie obracam się już za siebie tylko naciskam z całych sił na pedały. Zmęczony, zmarznięty i przemoczony wpadam na metę, na której stoi Filip mówiąc że dojechał dosłownie kilka sekund temu, pytam o miejsce, w odpowiedzi słyszę głos jednego z kibiców że dojechaliśmy jako jedni z pierwszych, nie wierzę. Pewno gość przed chwilą przyszedł na metę i nie widział jak inni zawodnicy finiszują.
No nic wyniki pewno będą za chwilę, jadę do auta założyć jakąś ciepła kurtkę, nic to nie daje dalej trzęsę się z zimna, trzeba zdjąć wszystkie przemoczone ciuchy i przebrać się w 'cywilne'. Przebieram się, pakuje rower odpalam auto i dzwonię do Edka żeby sprawdził na necie jak tam miejsce, mówi że oddzwoni. Po paru sekundach słychać dzwonek telefonu - Halo - "No Kox ale pojechałeś! 7 open 3 w M2" - nie wierzę, to nie może być prawda, będę na pudle!
Dekoracja ma być o 15, ciągle nie wierzę ale po chwili słychać przez głośniki:
"Kategoria M2, miejsce trzecie - Miłosz Połomski Goggle Pro Active Eyewear Team!"
To nie może być pomyłka, to nie jest pomyłka! :)

Zabierzowskie Pudło © Tankian


Zabierzowskie Pudło2 © Tankian


Z tego miejsca podziękowania dla Roberta i chłopaków z SzosowegoKrakowa bez których nie nabił bym w tym roku tylu kilometrów i Piotra który już kilka razy w tym sezonie ratował mój rower - DZIĘKI!

Miejsce Open 7/231
Miejsce M2 3/46

P.S. HR max wyszedł 206 o.O, ciekawe czy to błąd SIGMY czy rzeczywiście tak mi wybiło ;)

Komentarze (6)

@Gralo chciałbym i w Krynicy i w Muszynie się pojawić ale nie wiem jak będzie z czasem i kasą ;)

milosz 12:41 czwartek, 19 maja 2011

Mistrz! Co nie zmienia faktu,ze mini jest dla emerytów i kobiet ciężarnych.

edghaar 07:57 wtorek, 17 maja 2011

W końcu jakaś porządna relacja, ale i jest z czego i o czym pisać.

Sukces ma wielu ojców, ale Wujka Robina jednego :-)

Czekałem kiedy staniesz na pudle i stało się!!!

Pozdrawiam

robin 20:06 poniedziałek, 16 maja 2011

Gratulacje pudełko mówi samo za siebie:) Będziesz startował w Krynicy i tydzień później w Muszynie (cyklokarpaty)??pozdrawiam

GraLo 19:54 poniedziałek, 16 maja 2011

Bardzo przyjemnie czyta się taką relację :) No i oczywiście gratuluję pudła ! ;]

adam88-removed 19:09 poniedziałek, 16 maja 2011

Wreszcie coś napisałeś :) Pewnie jak się dowiedziałeś o wyniku to zimno już tak nie przeszkadzało :) Wielkie brawo!

bradi 18:19 poniedziałek, 16 maja 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa cyopr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]